Witamy serdecznie na stronie internetowej Oddziału Łódzkiego
Katolickiego Stowarzyszenia Dziennikarzy.

Mamy nadzieję, że ułatwimy Państwu docieranie do rzetelnej informacji. Tutaj chcemy prezentować wielkość oraz problemy naszego Kościoła, zagadnienia społeczne, cywilizacyjne, publikacje członków Stowarzyszenia, stanowiska w ważnych kwestiach. Nie będziemy konkurować w informacjach bieżących z innymi portalami (niektóre z nich wskazujemy w odnośnikach), natomiast gorąco zapraszamy do lektury wszystkich tekstów - ich aktualność znacznie przekracza czas prezentacji na stronie głównej. Zachęcamy do korzystania z odnośników: "Publikacje" i "Polecane". Mamy nadzieję na stały rozwój strony dzięki aktywnej współpracy użytkowników. Z góry dziękujemy za materiały, uwagi, propozycje.
Prosimy kierować je na adres: lodz@katolickie.media.pl

Publikacje członków OŁ KSD

Tomasz Bieszczad - Zdarzenie w supermarkecie

Kwiecień 2012 roku, wieczór. Pustawy supermarket w centrum. Podchodzę z zakupami do kasy. Dwie najbliższe kasjerki zajęte namiętną rozmową. Starsza od razu zwraca się do mnie: „Pan wie, co te złodzieje znowu wyrabiają? Nasz supermarket wykupiła nowa firma, bo tamtej podobno skończyły się wakacje podatkowe i teraz ta nowa masowo zwalnia – głównie młodych. Część idzie na bruk, część dostała propozycję kontraktu. Ja mam emeryturę, mogę pracować na kontrakcie, ale ona – młoda?”
Kobieta wskazuje na sąsiadkę z kasy: „Kto za nią zapłaci ZUS? Oni cały czas gadają, że ZUS nie ma pieniędzy, skąd ma mieć, jak wszyscy pracodawcy od niego uciekają? Ja teraz będę dostawała połowę tego, co dotąd, ale bez żadnych świadczeń. Wytrzymam, mam emeryturę, ale ona...? To są bandyci!”
Kiwam głową ze współczuciem, nagle przygnębiony i zmęczony. Kobieta nie odpuszcza: „To… to… (tu pada z jej ust obraźliwe określenie nacji nowego nabywcy marketu) powiedziało na spotkaniu z zarządem, że u niego nikt nie będzie pracował na etacie…” (kobieta przedrzeźnia gardłowo „r” w wyrazie „pracował”).  Rozkręca się: „Ja nie wiem... Jak ludzie nie wyjdą na ulicę i kogoś nie zabiją… to nic się nie zmieni...”
Staram się coś odpowiedzieć, w stylu: „Rozlew krwi nie jest żadnym wyjściem...”
Ona na to: „Jak patrzę na te wilcze oczy w telewizji… albo na tego drugiego, małego… to aż mnie trzęsie… Oni obaj są po jednych pieniądzach!”

Dobrze wiem, o kim mówi. Myślę: Uciec – jak najdalej – z tego wielkiego supermarketu, w którym odbija się pewnie spory fragment dzisiejszej Polski! Szybko pakuję zakupy, płacę, odchodzę od kasy. Na odchodnym mówię jednak: „Wie pani… ale temu małemu to bym jednak dał szansę… wbrew temu, co pani uważa…”
Jej reakcja jest błyskawiczna, jakby czekała na te słowa: „Nie, no tak… on by przynajmniej nie kradł. On… dał się poznać… chyba by ludzi nie oszukiwał…”

Odchodzę w poczuciu smutku. Myślę sobie: To czemu, paniusiu, „też” trzęsie cię na jego widok, mimo że on „nie kradł”? Co on ci zrobił, że go tak paraliżująco znienawidziłaś? Czy nadal działa na ciebie czar (albo wirus) zaszczepiony w mózgu przez „zaprzyjaźnione media”? Mimo, że serce i rozsądek szepczą już coś innego? Ciekawe rozszczepienie... nie ma co.

Copyright © 2017. All Rights Reserved.