Witamy serdecznie na stronie internetowej Oddziału Łódzkiego
Katolickiego Stowarzyszenia Dziennikarzy.

Mamy nadzieję, że ułatwimy Państwu docieranie do rzetelnej informacji. Tutaj chcemy prezentować wielkość oraz problemy naszego Kościoła, zagadnienia społeczne, cywilizacyjne, publikacje członków Stowarzyszenia, stanowiska w ważnych kwestiach. Nie będziemy konkurować w informacjach bieżących z innymi portalami (niektóre z nich wskazujemy w odnośnikach), natomiast gorąco zapraszamy do lektury wszystkich tekstów - ich aktualność znacznie przekracza czas prezentacji na stronie głównej. Zachęcamy do korzystania z odnośników: "Publikacje" i "Polecane". Mamy nadzieję na stały rozwój strony dzięki aktywnej współpracy użytkowników. Z góry dziękujemy za materiały, uwagi, propozycje.
Prosimy kierować je na adres: lodz@katolickie.media.pl

Publikacje członków OŁ KSD

Krzysztof Nagrodzki - Z listów do przyjaciół. I znajomych. Szkiełko i oko wirtualne?

Jak myślisz - dlaczego nasze rozmowy tak często prowadzą do nikąd?
Wydaje mi się Profesorze, że to skutek braku pewnej dyscypliny i swoistej amnezji ( czy lekceważenia?) wzorców, którymi mierzy się odległość od prawdy.

Mówisz, że nie ma takich, że ludzie tworzą sobie mierniki proporcjonalne do rozwoju wiedzy. Wiedza, to przyrząd wystarczający do badań, twierdzisz. Żadna wiara ci nie potrzebna. W porządku. Nie widzę tu sprzeczności.

Opowiem ci o spotkaniu, jakie miałem niezbyt dawno ze swoim starym, z liceum jeszcze, wspaniałym wychowawcą, człowiekiem o rozległych zainteresowaniach humanistycznych. Nieśpiesznym krokiem przemierzaliśmy jakąś ścieżynkę. Starałem się opowiedzieć o najnowszych odkryciach, fascynacjach intelektualnych, tytułach, autorach... A on spokojnie i z wyrozumiałością wysłuchując tych doniesień, na koniec wyznał: „A ja mam jedną lekturę, i ona już mi w zupełności wystarcza.” Domyśliłem się. Tak, chodziło o Pismo Święte.

Być może wiek i w moim przypadku robi swoje. Ale najpewniej to, iż po rozstaniu się z realnym i dyscyplinującym inżynierskim fachem, powstała wspaniała szansa na frapującą podróż w obszary wiedzy ludzkiej, o których istnieniu funkcjonowało we mnie ledwie mgliste pojęcie, lub nie domyślałem się ich zupełnie. Nie rzuca mnie na kolana ani „naukowe podejście do zagadnienia”, ani „filozofia”, ponieważ wiem jak zwodniczo bywają używane stare definicje w „pragmatycznym” stosowaniu. I jakich używa się przyrządów do mierzenia i ważenia racji. Bo czyż prawdziwe umiłowanie mądrości (filo sophia – umiłowanie mądrości) mogło zawieść tak wielu na tak głębokie manowce? Czy prawdziwe umiłowanie mądrości może cechować taka płycizna w sięganiu do przyczyn? ( Mądrość – umiejętność sięgania do jak najgłębszych przyczyn obserwowanych skutków) Czy prawdziwa mądrość nie potrafi uprzytomnić, iż zanim zacznie się energicznie, czy wręcz brutalnie, zmieniać rzeczywistość, dobrze byłoby najpierw ją możliwie najgłębiej zrozumieć? Czy tzw. naukowe podejście to nie żelazna dyscyplina intelektualna w zebraniu możliwie dostępnej wiedzy o temacie, który się analizuje a następnie pełne samozaparcia i uczciwości logiczne wnioskowanie?

Intelekt jest jedynie narzędziem. Wiedza tworzywem, w którym operuje. Ale to przecież mało – potrzebna jest jeszcze pewna pokora, determinacja i uczciwość twórcy. Bez tych elementów efekt może być albo przypadkowy lub wręcz sfałszowany. Jeżeli dotykamy człowieka, tej wspaniałej, niepowtarzalnej istoty, jeżeli chcemy mu pomóc w jego marzeniach, sukcesach i zagubieniach, najpierw konieczna jest najgłębsza, najmądrzejsza odpowiedź na pytania: Kim jest? Skąd się wziął? Skąd się wzięła materia? Czy jesteśmy jedynie jej dziwaczną, nieprawdopodobnie powstałą z przypadku, formą? Jaki sens ma ludzkie życie? Czego oczekuje? Do czego i dlaczego dąży człowiek? Dlaczego tak koniecznie szuka jakiegoś ideału, wzorca? Dlaczego lepi często bałwany, którym oddajemy cześć? W takiej czy innej formie. (Widziałeś gdzieś „czysty” ateizm?...)

Przeważnie nie mamy rozbieżności, co do postrzegania objawów i zagrożeń. Brak jednak często, – za często, przyznajmy – cierpliwości do głębszego zajrzenia w przyczyny i wskazania, lub chociażby zarysowania, metod kuracji. Samo odniesienie do utopijnego – właśnie utopijnego – „dobrego z natury człowieka” J. J. Rousseau, któremu trzeba dać szansę w powrocie do natury to raczej naiwny wariant. Relacja człowiek – natura, była już konsumowana na polanach przeróżnych „Świętych gajów” i okazała się dalece niewystarczająca dla „czynienia sobie ziemi poddaną” i „urajenia” ludzi (taki neologizm od raju). Zresztą nie ma – jak pokazuje historia - realnej możliwości administracyjnego sterowania produkcją i funkcjonowaniem quasi aniołków. Więc zrezygnujmy, póki czas, z nowej ułudy, wciągającej do składania następnych milionów - czy teraz miliardów - na ołtarzu bożka „postępu”.

***

Nie wiem, z jakiego - reprezentatywnego statystycznie ( a bodajże nawet emocjonalnie) - źródła pochodzi twoje stwierdzenie, iż niedzielne kazania Kościoła służą myśleniu w konwencji >więcej< ? (Chyba, że chodzi o więcej ducha i pokory wobec Boga i bliźnich...)
Przecież ten zarzut odbierania ludowi słusznego gniewu przeciw wyzyskiwaczom był (i bywa) jednym z oficjalnych argumentów mających usprawiedliwić likwidację „fabrykantów” owego opium, przez różnej maści rewolucjonistów. Oczywiście, jest to jedynie pretekst do niszczenia zbyt widocznych elementów wyrzutów sumienia, ale czy potrafimy sobie zdać z tego sprawę, aby nie dać się wciągnąć do udziału w klęsce?
Walka o „rząd dusz” i tak musi się skończyć przegraną wodzów i wielu żołnierzy armii antykościoła, – jeżeli nie tu i zaraz, to niewątpliwie kiedyś i tam, gdzie każdy pójść przecież musi i zdać sprawozdanie ze swego życia „w myśli mowie i uczynku”...

No, dobrze. Teraz już po kolei odniosę się do tych fragmentów czy sformułowań, które pozostały w „pobitewnej” pamięci naszych ostatnich sporów.
- Twierdzisz, że „wiek XIX był czasem jednoznacznych kryteriów moralności...”.

Myślę, że żaden wiek (a już na pewno nie ostatnie) nie miał „jednoznacznych kryteriów” (może raczej należałoby wspomnieć – mając na uwadze „ilość” i „jakość” - wczesne Średniowiecze?...). Wiek XVIII, XIX zbyt mocno nasyciły się przy radosnej uczcie „odrodzenia”, mającej swoje lokalne apogeum w tzw. Wielkiej Rewolucji Francuskiej, aby nie było widać efektów obżarstwa i niestrawności. Kulminację przyniósł wiek XX. Czy nastąpiło przesilenie?...

- Mówisz o potrzebie „inżynierii dusz”

A co to jest? - Marzenie o skonstruowaniu nowego doskonałego Golema? Kto ma być projektantem, kto weryfikatorem, jakież to zespoły opiniujące i sprawdzające i według jakich kryteriów będą wydawały opinie, kto ma podjąć decyzję o wdrożeniu do „produkcji”? (Staram się utrzymać w terminologii technicznej.)

- Proponujesz:  „...trzeba stworzyć ideologię nowego czasu.”

Kto ma ją tworzyć?  Owi inżynierowie dusz? Skąd się wezmą? Jakie mają być kryteria weryfikacji i elit i ich ideologii? Nowe hekatomby pospólstwa? Na czym oparta ma być ta ideologia? Na „harmonii potrzeb i możliwości”?
„Od każdego według jego możliwości, każdemu według jego potrzeb” głosiła kwintesencja komunizmu. Piękne. W raju. Tylko, że prawdziwym Rajem „zawiaduje” nie ludzka, ułomna, – w jakie nie stroiłaby się piórka i puszyła wszechmądrością - „administracja”, a zupełnie, ale to zupełnie Inna – doskonała. Absolutnie doskonała. I tylko takiej można zawierzyć.

- Wzywasz: „...trzeba wszystko przemyśleć od nowa... Konstruktywne myślenie o przyszłości wymaga ogólnego spojrzenia... Tylko próba dostrzeżenia trendów przemian w skali globalnej stwarza szansę trafności prognozy.”

Zgoda. Tylko żeby dostrzec trendy i ocenić je jako obiektywnie złe lub dobre, trzeba mieć równie doskonałe przybory do „dostrzegania i „przymierzania”.

- Krytycznie osądzasz: „Dotychczasowe myślenie uniwersalne... miało raczej charakter mistyczny, religijny, a nie rzeczowy, naukowy.”

Doprawdy, trudno zgodzić się Profesorze, aby można realizm religii rzymskokatolickiej, ( bo na niej opiera się moje skąpiutkie znawstwo przedmiotu) nazwać jedynie mistyką, przeciwstawiając mu (realizmowi) dogmaty preparowane przez tzw. podejście naukowe, jak chociażby „teoria ewolucji” ( zob. np. Phillip E. Johnson – Sąd nad Darwinem, Warszawa 1997), czarne mity antykatolickie en bloc, czy przeciw konkretnym wartościom, w obronie których staje katolicyzm, konstruowane przy użyciu możliwych technik manipulacyjnych. (zob. np. Vittorio Messori – Czarne karty Koscioła; prof. Bernard N. Nathanson – Ręka Boga, Warszawa 1997; Marek Czachorowski – Nowy Imperializm, Warszawa 1995; David Aleksander Scott – Pornografia. Jej wpływ na rodzinę, społeczeństwo, kulturę, Gdańsk 1995; prof. Victor B. Cline – Skutki pornografi, Gdańsk 1996). Okazało się, na przykład, iż tzw. Raport Kinseya, który uruchomił niszczącą machinę pansexualizmu, był zmanipulowany przez jego twórcę. Przykłady można mnożyć.

No to jak? Wrócimy do analizy po lekturach i przemyśleniach? Jestem do dyspozycji.


Copyright © 2017. All Rights Reserved.