Witamy serdecznie na stronie internetowej Oddziału Łódzkiego
Katolickiego Stowarzyszenia Dziennikarzy.

Mamy nadzieję, że ułatwimy Państwu docieranie do rzetelnej informacji. Tutaj chcemy prezentować wielkość oraz problemy naszego Kościoła, zagadnienia społeczne, cywilizacyjne, publikacje członków Stowarzyszenia, stanowiska w ważnych kwestiach. Nie będziemy konkurować w informacjach bieżących z innymi portalami (niektóre z nich wskazujemy w odnośnikach), natomiast gorąco zapraszamy do lektury wszystkich tekstów - ich aktualność znacznie przekracza czas prezentacji na stronie głównej. Zachęcamy do korzystania z odnośników: "Publikacje" i "Polecane". Mamy nadzieję na stały rozwój strony dzięki aktywnej współpracy użytkowników. Z góry dziękujemy za materiały, uwagi, propozycje.
Prosimy kierować je na adres: lodz@katolickie.media.pl

Publikacje członków OŁ KSD

Tadeusz Gerstenkorn - Być sługą! Pamięci księdza doktora Antoniego Justa

Tak się przyjęło w obyczaju i języku, że termin „sługa” kojarzy się na ogół z tym samym co „służący”, a więc ktoś, kto za pewnym wynagrodzeniem pracuje u kogoś, będąc stale do dyspozycji, wykonując zwykle proste prace fizyczne, najczęściej domowe.

W związku z tym, w dość powszechnym odczuciu, pojęcia sługi i służenia są kojarzone jako pewna degradacja społeczna i poniżenie. Tymczasem nie musi wcale tak być. Czynność służenia czy posługiwania można rozpatrywać jako funkcję wysoce wartościową i etyczną, godną wielkiego szacunku i poważania, a służenie rozumieć jako oddanie się czemuś lub komuś, mając na względzie szlachetny cel.  Odnosimy się przecież z wielką estymą do kogoś, kto służy swemu krajowi, ojczyźnie, swojemu środowisku, a także najbliższym, rodzinie, dzieciom bezdomnym. Chylimy czoła wobec tych osób, które potrafią to czynić, narażając się na wielorakie trudności i niezrozumienie. Są i takie osoby, które termin służba traktują jako coś niezwykle podniosłego, czemu nawet warto poświęcić swoje zdolności, lata młodości, wygody i z pokorą przyjmować uszczypliwości, a nawet poniżenie. Są przecież wśród nas  zakonnice znane jako siostry służebniczki lub po prostu służki i tylko człowiek o bardzo zdegradowanym poziomie wartościowania życia i funkcji w nim może z lekceważeniem odnosić się do działalności tych oddanych ludziom kobiet.

Jeszcze niedawno niektóre odłamy naszej prasy donosiły jakby z pewną satysfakcją, że zmniejsza się nabór kandydatów do seminariów duchownych. Rzeczywiście natłoku nie ma, ale seminaria diecezjalne lub zakonne nie świecą pustkami. Zgłaszają się maturzyści oraz mężczyźni dojrzali, często już po pewnych studiach z dyplomami w ręku. Chcą służyć Bogu i człowiekowi w jak najlepszy możliwy sposób. W szkole wyższej zwanej seminarium duchownym uczą się służyć. Dobry duchowny, kapłan, to prawdziwy, jak się dawniej mówiło, uniżony sługa Boga, Kościoła, a zatem społeczności wiernych. Przypuszczam, że każdy duchowny (także niekatolicki) stara się być sługą człowieka, zwłaszcza w potrzebie duchowej. Zdarzają się i tacy, którzy potrafią funkcje służebne, im właściwe, pełnić niemal idealnie.

Chciałbym tu wspomnieć zwłaszcza o jednym, rok temu zmarłym księdzu, z którym, szczęśliwym trafem, miałem kontakt, ale który także  był znany wielu mieszkańcom mego miasta. Są osoby, które nie zabiegają o pewne zaistnienie  w społeczności, w której żyją i działają. Dla nich najważniejsza jest misja, którą pełnią i której się oddają. Do takich należał ksiądz doktor Antoni Just. Choć był człowiekiem nie rzucającym się w oczy, ani przez swoją powierzchowność (aparycję), ani przez szczególną pełnioną funkcję, na szczęście doczekał się (niestety po śmierci) szczególnego o sobie wspomnienia w postaci przepięknej książki-albumu pt. Życie dla Boga i ludzi – ks. Antoni Just we wspomnieniach. Wydanie tej wspaniałej książki to nie tylko zasługa Łódzkiego Wydawnictwa Archidiecezjalnego i jego dyrektora ks. dr. Józefa Janieca, ale także najbliższych krewnych, zwłaszcza pań: Ireny i Alicji Jędrych (dla których ks. Just był wujem) oraz rzeszy przyjaciół, którzy podzielili się swymi wspomnieniami o niedawno zmarłym. Nie będę tu streszczał tego znakomitego dzieła, bo tę książkę trzeba bezwzględnie przeczytać (i to nie jeden raz). To świadectwo życia wzorcowego człowieka, który potrafił służyć swą wiedzą katechetyczną, subtelnym stylem w publikacjach zamieszczanych głównie w Wiadomościach Diecezjalnych  i w łódzkiej edycji Niedzieli, przy czym artykuły dotyczyły często wspomnień o dawnych kolegach, przyjaciołach księżach, którzy wcześniej odeszli do Pana. Wzruszające są teksy wspomnień siostrzenic księdza Antoniego, a przy tym wskazują jak powinna się przedstawiać prawdziwa więź rodzinna, więź krwi i wspólnota duchowa. Kto potrafi tak pięknie napisać o swoim krewnym? Nieczęsto spotyka się już takie rodziny, ale na szczęście jeszcze są. Wspomnienia kolegów seminaryjnych to prawdziwe perełki pięknego słowa i wyrazu szczerej przyjaźni od czasu młodości spędzonego w murach seminarium aż po późne lata kapłańskiej działalności duszpasterskiej w różnych warunkach i okolicznościach.      

Dlaczego te publikacje miały taki charakter ? Bo ksiądz Antoni Just był człowiekiem szczególnie serdecznym, wrażliwym, niezmiernie „ciepłym”, delikatnym w rozmowie i w życiu. Miał jednak o tyle szczęście, że te Jego szczególne przymioty charakteru i umysłu zostały zauważone w seminarium łódzkim i po ukończeniu studiów w tej uczelni został przez władze kościelne skierowany na ich ciąg dalszy do Francji, do Strasburga, gdzie po prawie sześciu latach uzyskał  w 1965 r. doktorat z psychologii rozwojowej wieku młodzieńczego w aspekcie pastoralno-wychowawczym. Po powrocie do kraju, otrzymał w 1966 r. nominację na prowadzenie wykładów w Wyższym Seminarium Duchownym w Łodzi z psychologii rozwojowej, pedagogiki i katechetyki, i prowadził je przez 37 lat.  Zwłaszcza ta ostatnia dziedzina była Jego pasją. Kształcił rzesze katechetów potrzebnych wówczas bardzo, a szczególnie, gdy religia wróciła do szkół. Niezależnie od tego sam pełnił funkcję prefekta w znanym,renomowanym łódzkim I Liceum Ogólnokształcącym im. Mikołaja Kopernika oraz sprawował funkcje duszpasterskie całe życie jako wikariusz w kościołach łódzkich: Matki Boskiej Zwycięskiej, św. Stanisława Kostki (katedrze) oraz ostatnio św. Józefa. Ponadto kilkanaście lat wykładał w Instytucie Teologicznym w Łodzi oraz na Akademii Teologii Katolickiej w Warszawie (ATK) i w jej  Łódzkiej Filii (obecnie Uniwersytet im. Kardynała Stefana Wyszyńskiego).

Dość często zdarza się usłyszeć popularny zwrot nomen (atque) omen (dosł.: imię (a zarazem) wróżba; z utworu Plauta Pers), co można oddać w ten sposób, że w imieniu (nazwisku) osoby ujawnia się jej charakter. Mówimy więc żartobliwie, na przykład, Kowalski kowalem swego losu. Ciekawe, że nazwisko Just to część główna łacińskiego słowa justus, czyli sprawiedliwy,prawy, co sprawiedliwie odnosi się do wielce sprawiedliwego księdza Antoniego.  Jak wspomina ks. Abp Janusz Bolonek, kolega seminaryjny księdza Justa, „znając silną wiarę i zalety moralne Antosia niekiedy zwracaliśmy się do Niego cytując 13. werset Psalmu 92: Justus ut palma florebit, co znaczy: Sprawiedliwy zakwitnie jak palma” („Braterstwo wiary i nauki”, s. 31-35).

Przy wielorakich i absorbujących, skrupulatnie wypełnianych zajęciach, nie miał czasu na habilitację. Szkoda, że o to nie zadbano. Prawdopodobnie przez swą naturalną skromność i pokorę sam nie przywiązywał  wagi do załatwienia tej ważnej sprawy. Tak to u nas jest, że człowiek pełen wiedzy, a zarazem szlachetny, nie jest w pełni zauważony i wykorzystany dla dobra społeczności. Dopiero pod koniec życia był odznaczony rokietą i mantoletem oraz mianowany kanonikiem honorowym Archidiecezjalnej Kapituły Łódzkiej.

Schorowany znalazł się w Domu Księży Emerytów przy pobliskim kościele świętego Wojciecha w Łodzi. Tam też służył jeszcze swoją pomocą i po wyjściu z konfesjonału nagle zasłabł. Nie udało się Go uratować. Zmarł 21 sierpnia 2015 roku. Został pochowany w Piotrkowie Trybunalskim po uroczystościach żałobnych w Łodzi.


Copyright © 2017. All Rights Reserved.