Witamy serdecznie na stronie internetowej Oddziału Łódzkiego
Katolickiego Stowarzyszenia Dziennikarzy.

Mamy nadzieję, że ułatwimy Państwu docieranie do rzetelnej informacji. Tutaj chcemy prezentować wielkość oraz problemy naszego Kościoła, zagadnienia społeczne, cywilizacyjne, publikacje członków Stowarzyszenia, stanowiska w ważnych kwestiach. Nie będziemy konkurować w informacjach bieżących z innymi portalami (niektóre z nich wskazujemy w odnośnikach), natomiast gorąco zapraszamy do lektury wszystkich tekstów - ich aktualność znacznie przekracza czas prezentacji na stronie głównej. Zachęcamy do korzystania z odnośników: "Publikacje" i "Polecane". Mamy nadzieję na stały rozwój strony dzięki aktywnej współpracy użytkowników. Z góry dziękujemy za materiały, uwagi, propozycje.
Prosimy kierować je na adres: lodz@katolickie.media.pl

Polecane

Święto w Berlinie, święto w Moskwie

Obrazów, które można uznać za symbole trwającej wojny, mamy już dość. Tak samo jest ze zdarzeniami, które pokazują stosunek Europy do tego konfliktu. Latami słyszymy o „europejskich wartościach” i przekonujemy się, że tak naprawdę istnieją one tylko wtedy, gdy najsilniejsze kraje potrzebują pałki, którą mogłyby wykorzystać wobec pozostałych. Gdy potrzebny jest jeden głos, okazuje się, że

nie ma wspólnoty wartości ani interesów. Nawet w sprawie, która wydawałaby się oczywista – napaści jednego państwa na drugie.

Nic z tego. Zapowiedziany kolejny pakiet sankcji utknął w gabinetach i komputerach. Parlament Europejski zajmuje się Polską, a niemiecka policja szarpie ludzi z flagami Ukrainy. Kolejny symbol.

Obrazek z Berlina z rosyjską diasporą w tle

Niemieckie służby obawiały się ponoć, że może dojść do niepokojów podczas obchodów Dnia Zwycięstwa.
Europa obchodzi tę rocznicę dzień wcześniej niż Rosjanie, więc Putin, który nie za bardzo ma się czym pochwalić nawet swoim obywatelom z wypranymi przez propagandę mózgami, zdążył na pewno spojrzeć na zdjęcia z Berlina.
W trosce o spokój i bezpieczeństwo, pod pomnikiem żołnierzy armii sowieckiej, w której walczyli przecież przedstawiciele obu nacji, Rosjanom zabroniono prezentowania tego dnia flag rosyjskich, a Ukraińcom – ukraińskich.

Zauważmy przy tym, że w ostatnich tygodniach wielokrotnie docierały do nas informacje o demonstracjach poparcia dla Rosji, organizowanych w Niemczech przez miejscową społeczność rosyjskich imigrantów.
To znacząca grupa, którą w pewnym stopniu porównać można do postsowieckiej społeczności w Izraelu.
Korzysta ona z praw i wolności, a zarazem pełna jest specyficznego sentymentu, który właśnie znalazł swoje ujście. Co więcej, społeczność ta głosuje również w wyborach parlamentarnych, a jej reprezentacja mówi z nią właściwie jednym głosem.
Partiami wybieranymi najczęściej przez wyborców, którzy, powołując się na niemieckie korzenie, przybyli z rozpadającego się ZSRS do jednoczących się Niemiec, są – nie ma tu zaskoczenia – prawicowa AfD i mocno lewicowa Die Linke.
Tyle że przecież nie one decydują o zachowaniu policji w Berlinie.

W Niemczech w kwestii Ukrainy widzimy cały czas specyficzne pęknięcie.
O tym, ile czasu zajęło Niemcom wysłanie Ukraińcom broni i jakie po drodze napotykali oni trudności, napisano już wiele. Sam kanclerz Scholz, choć po drodze wielu ogłosiło już jego wielkie geopolityczne przebudzenie (według części głosów budzącym miał być Mateusz Morawiecki), wiele się natrudził, by można było wysłać jak najmniej uzbrojenia i nie tego, które było ukraińskiej armii najbardziej potrzebne.

Szczęśliwie Amerykanie nie zostawili swoim chybotliwym sojusznikom zbyt wiele pola do manewru, jednak dużo gorzej sytuacja wygląda, gdy idzie o kwestie sankcji i importu węglowodorów.

Wojenny retusz niemieckiej polityki partyjnej

Nim przejdziemy na poziom unijny, spójrzmy jeszcze raz na niemiecką scenę polityczną. O skrajnościach wspomniałem już wcześniej, partie z obu marginesów sceny politycznej mocne są m.in. dzięki poparciu dawnych obywateli ZSRS i myślą podobnie jak ta grupa wyborców.
W przypadku Die Linke jest to zresztą całkowicie naturalne, ponieważ jest to partia, która wchłonęła w dużym stopniu dawne środowiska postkomunistyczne.
Te same, z których wywodzili się w olbrzymiej części sygnatariusze apelu intelektualistów przeciwko militarnej pomocy dla Ukrainy.
Pismo zostało nazwane „listem przedstawicieli elit”, a tak naprawdę porównywać je trzeba raczej z pamiętnymi apelami gasnących autorytetów moralnych, w jakich lubowało się zawsze środowisko „Gazety Wyborczej”.

Koalicja rządząca na pozór mówi jednym głosem, jednak SPD wciąż pozostaje pod wpływem praktyki Gerharda Schroedera. Jeszcze przed wyborami wiadomo było, że jeśli w niemieckiej polityce ma dokonać się zmiana podejścia do Rosji, kluczowa będzie siła przebicia koalicjantów.
Przez dłuższy czas wydawało się, że zostali oni właściwie spacyfikowani, wystarczy przypomnieć, że nieobjęcie Nord Streamu 2 amerykańskimi sankcjami (jedna z większych kompromitacji i Niemiec, i administracji Joego Bidena) w Waszyngtonie wynegocjowała z Amerykanami Annalena Baerbock z partii Zielonych.
Jednak od wybuchu wojny nie brak sygnałów, że zachowawczą postawą socjaldemokratów ich partnerzy są dość mocno zniecierpliwieni.
Tym bardziej że, niezależnie od głośnych prorosyjskich demonstracji, sympatia większości opinii publicznej i mediów lokowana jest raczej po stronie walczącej Ukrainy.

Obraz domyka chadecja, w tej kadencji największa siła opozycyjna, która po zmianie przywództwa odcięła się od polityki Angeli Merkel (Friedrich Merz był jej długoletnim rywalem i krytykiem), co ułatwiło CDU/CSU ustawienie rywali z SPD w roli pierwszego i jedynego winnego.
Całkiem skutecznie, co pokazują niezłe dla tej partii wyniki wyborów lokalnych w Szlezwiku-Holsztynie.
Chadecja utrzymała tam władzę, natomiast SPD straciło część dotychczasowego poparcia.
Co ciekawe, w lokalnym parlamencie nie będzie tym razem reprezentacji AfD, która nie przekroczyła progu wyborczego. Czy więc Niemcy wysyłają sygnał do swojej klasy politycznej, że chcą trochę innego podejścia do toczącej się wojny?
W związku z zachowaniem się policji podczas weekendowych obchodów niektóre reakcje prasy były wręcz bezlitosne.

Obraz sankcji pewnych i niepewnych

W zeszłym tygodniu szefowa Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen ogłosiła projekt szóstego pakietu sankcji wobec Rosji. Zapowiedź ta budziła mieszane uczucia. Plany były bowiem bardzo ambitne, a ich realizacja mogłaby realnie zagrozić gospodarce Moskwy, tym samym pozbawić ją środków na dalsze prowadzenie wojny.
Embargo na paliwa i bankowe sankcje wobec obsługującego kluczowe interesy Kremla Sbierbanku to bardzo mocne, odważne i potrzebne kroki, wstyd tylko, że jako plan pojawiły się dopiero za szóstym razem, po siedemdziesięciu dniach wojny. Dla nas, a przede wszystkim dla Ukrainy to późno, jednak dla wielu państw Unii – za wcześnie.
Ambitna strategia jednak utknęła w miejscu i nie wiadomo, czy w ogóle coś z niej dojdzie do skutku. A byłaby dla Rosjan bardzo bolesna.

Tymczasem więcej samozaparcia Unia wciąż wykazuje w odmawianiu pieniędzy i pomocy Polsce, a gdy idzie o wsparcie dla uchodźców wojennych z Ukrainy, również innym krajom naszego regionu.

W tym samym niemal momencie parlament wzywa do dalszych sankcji… wobec Polski, a występujący jako przedstawiciele naszego kraju politycy opozycji sekundują kolegom, w najlepszym razie wstrzymując się od głosu lub, jak Marek Balt i Bogusław Liberadzki z Lewicy, nie przychodząc na głosowanie.

Jednak rekord należy tym razem do Roberta Biedronia, który połączył kwestię praworządności w Polsce z wezwaniami do blokowania przez Unię budowy zabezpieczeń na granicy z Białorusią, realnie biorącej już przecież udział w wojnie po stronie Rosjan.
W bardzo ostrych słowach o uczestnikach tej hucpy wypowiadał się ostatnio Paweł Kukiz, niestety takie podejście obce jest sporej części elektoratów, zwłaszcza Platformy Obywatelskiej.

Lewica jest tu w lepszej sytuacji, ponieważ jej przedstawiciele w PE w większości właściwie nie mają dziś związków z partyjną centralą, więc trudno byłoby jej się za nich tłumaczyć.

Nie zmienia to faktu, że wciąż brak otrzeźwienia. Partyjne nawyki, obsesje i powiązania blokują działania, które mogłyby pomóc Ukrainie, a także Polsce. Dopóki tak się dzieje, Putin ma co świętować – nie tylko 9 maja.

Krzysztof Karnkowski

za:niezalezna.pl

Copyright © 2017. All Rights Reserved.