Witamy serdecznie na stronie internetowej Oddziału Łódzkiego
Katolickiego Stowarzyszenia Dziennikarzy.

Mamy nadzieję, że ułatwimy Państwu docieranie do rzetelnej informacji. Tutaj chcemy prezentować wielkość oraz problemy naszego Kościoła, zagadnienia społeczne, cywilizacyjne, publikacje członków Stowarzyszenia, stanowiska w ważnych kwestiach. Nie będziemy konkurować w informacjach bieżących z innymi portalami (niektóre z nich wskazujemy w odnośnikach), natomiast gorąco zapraszamy do lektury wszystkich tekstów - ich aktualność znacznie przekracza czas prezentacji na stronie głównej. Zachęcamy do korzystania z odnośników: "Publikacje" i "Polecane". Mamy nadzieję na stały rozwój strony dzięki aktywnej współpracy użytkowników. Z góry dziękujemy za materiały, uwagi, propozycje.
Prosimy kierować je na adres: lodz@katolickie.media.pl

Polecane

Profesor Wojciech Roszkowski popełnił myślozbrodnię nie do wybaczenia

Liczni cenzorzy pastwią się nad kilkoma wierszami z jego 500-stronicowego dzieła, cytowanymi przez D. Tuska. W dorobku naukowym zdecydowana większość tych „potępiaczy” nie dorasta profesorowi do pięt.

Tyle nasłuchaliśmy się od piewców postępu o tolerancji, wolności słowa i tym podobnych pięknych ideach! Piękne to było, dopóki o tym mówili. Gdy tylko mogli swoje idee realizować, realizacje te były dokładnym tychże idei negatywem.

    Po „ojcach założycielach” współczesnego postępizmu pozostało wiele pięknych tekstów, wśród nich przypisywana Wolterowi wypowiedź „Nie zgadzam się z tym, co mówisz, ale oddam życie, abyś miał prawo to powiedzieć”. Gdy jednak przejęli władzę, dla inaczej myślących i tych, których o takie myślenie podejrzewali, postawili gilotyny.

Nie było dochodzenia winy ani litości. Gilotyny pracowały na pełnych obrotach, a nie rozumiejącym piękna wolności i tolerancji, wiernym Bogu i królowi Wandejczykom urządzono pierwszy nowożytny Holokaust.

Młodsi o wiek spadkobiercy rewolucyjnych postępowców godnie kontynuowali walkę swych protoplastów o wolność i tolerancję. Najbardziej przejęli się chyba hasłem „Nie ma wolności dla wrogów wolności”, a kto tym wrogiem wolności był, wyznaczali sami. W zależności od dzierżonego sztandaru, czy to czerwonego, czy brunatnego, wrogiem wolności był ktoś więcej posiadający lub wiedzący, albo po prostu Żyd, Cygan lub inny podczłowiek.

Dbano też o czystość umysłów wyzwalanych. Palenie książek, niszczenie dzieł sztuki, ścisła cenzura, zamykanie ocalałych egzemplarzy w zbiorach prohibitów to postępowy standard. Tolerancja objęła również rodzące się wówczas media elektroniczne, czego symbolami były: sowiecki „kołchoźnik” i niemiecki Volksempfänger (odbiornik ludowy) – proste odbiorniki radiowe służące do odbioru jedynie słusznych stacji.

    Powstania telewizji brunatni towarzysze nie doczekali, a czerwoni to i owszem. Media się zmieniły, metody nie.

Wprowadzono zatem system telewizji kolorowej SECAM, odmienny od stosowanego po zachodniej stronie Łaby systemu PAL, by płynący z zachodu przekaz nie zmącił czystych umysłów komunistycznych poddanych, jako że wzniesiony w trudzie mur słabo radził sobie z zatrzymywaniem fal elektromagnetycznych. Dzisiaj nie ma już muru, SECAM zniknął w zapomnieniu, nie powiewają już czerwone i brunatne sztandary, zastąpione zielonymi i tęczowymi, a wrodzone postępowcom dążenie do monopolu przekazu i likwidacji dyskusji pozostało.

Ten przydługi wywód historyczny popełniłem po to, by w historycznym kontekście pokazać wściekłą nagonkę na podręcznik do historii i teraźniejszości autorstwa prof. Wojciecha Roszkowskiego.

    Tak zmasowana nagonka na podręcznik to rzecz bez precedensu. Jest ona jednak prostą kontynuacją walki z wolnością słowa i poglądów, prowadzonej od stuleci przez pokolenia przeróżnych postępowców, z ustami pełnymi tolerancji zakładających kagańce inaczej myślącym.

Wojciech Roszkowski popełnił mianowicie zbrodnię, dla której nie ma wybaczenia. Pokazał okres 1945–1979 z punktu widzenia myśliciela konserwatywnego, kierującego się klasycznym pojęciem prawdy i takimiż sposobami dochodzenia do niej.

Co gorsza, pokazując fakty i zjawiska społeczne, pokazuje ich przyczyny, czasami odległe, oraz konsekwencje. Właśnie to ujęcie historii jako złożonego continuum, gdzie nic nie bierze się z powietrza ani nagle nie kończy, gdzie ładnie brzmiące hasła i idee dają w przyszłości nieoczekiwane, często tragiczne skutki, skłania czytelnika do myślenia, do zastanowienia, czy modne dziś nurty ideowe naprawdę są takie zbawienne dla ludzkości i czy naprawdę są nowe.

Takiej zbrodni wybaczyć nie sposób. Myślący młody człowiek może już nie łykać tak łatwo wszystkich nowinek, choćby i pochodziły z samej Unii Europejskiej. Może zastanowi się, czy rzeczywiście istnieje kilkadziesiąt płci i czy amputacja paru narządów i faszerowanie hormonami naprawdę przekształci kobietę w mężczyznę i na odwrót. Czy nasza oparta na chrześcijaństwie cywilizacja rzeczywiście jest najgorszą z możliwych i jedynie przyjęcie kolejnych milionów muzułmanów stworzy z Europy raj na Ziemi?

    Młody, samodzielnie myślący człowiek to śmiertelne zagrożenie dla postępizmu.

Wojciech Roszkowski obala też parę mitów bezkrytycznie głoszonych przez tak zwany mainstream. Ukazuje też skrywane fakty z życia lewicowych świętych, jak choćby przywołując pedofilskie dokonania Daniela Cohn-Bendita – do niedawna lidera europejskich postępowców. A to już niewybaczalna zbrodnia świętokradztwa.

Sygnał do ataku dał Donald Tusk, publicznie potępiając podręcznik na podstawie jednego cytatu, a raczej tego, co z tego cytatu zrozumiał. Za nim ruszyła cała chmara zawodowych potępiaczy, atakujących przede wszystkim personalnie autora i konfabulująca na temat jego rzeczywistych poglądów. Gdy jednak przyjrzymy się tym formułowanych z wyższością opiniom i pouczeniom, widzimy, że mało kto z krytyków przeczytał tę książkę, może nawet nikt. Prawie wszyscy pastwią się nad fragmentem cytowanym przez Donalda Tuska, kilkoma wierszami z pięćsetstronicowego dzieła. Merytorycznej dyskusji nie ma wcale.

    Któż zresztą mógłby dyskutować merytorycznie? W dorobku naukowym zdecydowana większość z nich nie dorasta profesorowi do pięt. Mają chyba tego świadomość i dlatego tak wściekle atakują, wiedząc, że profesor im się nie odszczeka – nie ta liga.

Dostało się również ministrowi edukacji za zmuszanie nauczycieli do indoktrynacji młodzieży w duchu kato-narodowym. Potępiacze solidarnie przemilczeli fakt, że podręcznik nie jest obowiązkowy i do nauczyciela należy wybór, czy będzie z niego korzystać, czy nie.

Wydaje się, że nie tyle sam podręcznik, ale właśnie możliwość jego wolnego wyboru uważają za największe zagrożenie dla ich wizji świata. Dlatego media, te raczej postępowe, regularnie i triumfalnie informują o szkołach, które zrezygnowały z tego podręcznika. Powstała Inicjatywa Wolna Szkoła, publikująca mapę szkół bez podręcznika prof. Roszkowskiego. To forma nacisku na tych, którzy się wahają. Według postępowców szkoła będzie wolna, jeśli nauczyciel nie będzie sam wybierał podręczników, a ulegnie ich presji.

Na największego bohatera walki o wolność słowa wyrasta burmistrz Ustrzyk Dolnych, który po prostu zakazał stosowania podręcznika w prowadzonej przez gminę szkole. I nie ma racji minister Czarnek kwitujący to stwierdzeniem, że zakazać może swojej żonie. Tak, merytoryczny nadzór nad szkołami sprawuje kurator, a nie burmistrz, jednak burmistrz jest organem prowadzącym szkołę i to on podpisuje z nauczycielami umowy o pracę, co daje mu konkretne narzędzia wymuszania swoich decyzji. Że takie wymuszania są niezgodne z prawem? Są, i co z tego? Można iść do sądu, ale wielu sędziów ma postępowe poczucie sprawiedliwości i praworządności. Burmistrz panem jest i basta! Jak każe, tak ma być, zgodnie z tolerancją i wolnością słowa.

    Pan burmistrz zdarł tym samym maskę tolerancji i stał się pionierem otwartego zamordyzmu myślowego, ikoną cenzury. Pokazał, co naprawdę kryje się za głoszoną tolerancją i wolnością słowa. Wolność tylko dla naszych, dla innych szlaban!

I wracamy do czasów pozornie minionych, choć cenzor z Ustrzyk Dolnych przebija tych z dawnych czasów swą otwartością.

Pamiętam czasy komunistyczne. Spotkałem wtedy parę osób przyznających się do pracy w milicji lub służbie bezpieczeństwa. Niektórzy nie kryli dumy ze swej służby. Nie spotkałem natomiast nikogo przyznającego się do pracy w cenzurze, a trochę ich tam pracowało. Cenzura w PRL działała dyskretnie, jakby wstydząc się swego istnienia. Wszystko odbywało się tak, by czytelnik, widz czy słuchacz niczego nie zauważyli. Dopiero Solidarność wymusiła zaznaczanie w tekstach cenzorskich ingerencji.

A burmistrz niczego się nie wstydzi, z dumą prezentując swą cenzorską działalność. „Decyzję podjąłem w pełni świadomie, biorąc jej wszystkie konsekwencje na siebie” – mówi, zapowiadając gotowość do męczeństwa za cenzurę. Oczywiście konsekwencji nie będzie, postępowcy już o to zadbają, ale dobrze jest epatować tanią odwagą. A więc brawo! Ciekawe, czy burmistrz wykaże się konsekwencją i opublikuje indeks lektur szkodliwych dla młodzieży? A książki, których młodzież czytać nie powinna, trzeba by chyba spalić?

Na zakończenie, panu burmistrzowi i przemądrzałym krytykom, pouczającym prof. Roszkowskiego, polecam cytat z jego książki odnoszący się do ideologii Nowej Lewicy z lat sześćdziesiątych, a równie dobrze obrazujący modne dziś prądy ideowe, głoszone przez zjawiające się nie wiadomo skąd autorytety:

Tego rodzaju ideologia jest niestety popularna i w dzisiejszym świecie. Może ona trafiać do osób nierozumiejących pewnej dyscypliny społecznej i obowiązku. Dojrzałość polega jednak na zrozumieniu, że są to rzeczy konieczne.

    Warto przy tej okazji zauważyć, że pewność siebie ideologów lansujących tego rodzaju uproszczone wizje świata jest odwrotnie proporcjonalna do ich prawdziwej wiedzy. Pycha bowiem zagłusza racjonalną ocenę swoich możliwości.

W psychologii zjawisko to zbadali amerykańscy uczeni Justin Kruger i David Dunning. Stwierdzili oni na podstawie badań statystycznych, że osoby niewykwalifikowane w jakieś dziedzinie mają skłonność do przeceniania swych umiejętności, podczas gdy osoby wykwalifikowane mają skłonność do ich niedoceniania. Zrozumienie efektu Krugera-Dunninga może pomóc przezwyciężyć jakże częste sytuacje, w których ulegamy bezczelnym krętaczom udającym wtajemniczenie.

Zbigniew Kopczyński

za:wnet.fm

***

Gdzie są nauczyciele hunwejbinów z Platformy Obywatelskiej palących książki?

To jest samo zło – mówi młody platformerski hunwejbin. Na młodziutkiej twarzy widać ogrom wiedzy historycznej i lata doświadczenia pedagogicznego. Na pewno gruntownie przeanalizował treść podręcznika.

Liberalne barbarzyństwo

W felietonie zamieszczonym we wrześniowym „Kurierze WNET” (99/2022) wyraziłem obawy, czy raczej przewidywania, że przeciwnicy podręcznika profesora Roszkowskiego mogą posunąć się do palenia książek. Szczerze mówiąc, myślałem, że przesadziłem. Z błędu wyprowadzili mnie młodzi politycy Platformy Obywatelskiej ze Szczecina, dumnie kontynuujący tradycje brunatnych krzewicieli postępu.

    Oczywiście postępowcy z Platformy nie są tak nieodpowiedzialni jak chłopcy z Hitlerjugend. Nie palą bezmyślnie książek, szkodząc klimatowi emisją CO₂; użyli do tego celu bezemisyjnej niszczarki.

Zawsze jakiś postęp. Młodzi gniewni platformersi nie pomyśleli – co nie dziwi – ile ich niszczarka zużyła energii elektrycznej, a to poważny problem. Niewykluczone więc, że ich następcy, bardziej oczywiście świadomi, podrą własnoręcznie książki, a później je zjedzą w celu utylizacji.

„Uważamy, że to jest samo zło” – mówi młody platformerski hunwejbin (Wikipedia wyjaśnia to trudne słowo). Na młodziutkiej twarzy widać ogrom wiedzy historycznej i lata doświadczenia pedagogicznego, więc pewnie wie, co mówi. Z pewnością werdykt wydał po gruntownym przeanalizowaniu treści podręcznika. OK, żartowałem.

    Kto czytałby książkę, skoro sam Donald Tusk ją skrytykował? A to dla młodych kontynuatorów nazistowskich tradycji jest wystarczające. „Donald locuta, causa finita”. (W Google translator jest łacina, ale żeby zrozumieć sens tłumaczenia, trzeba więcej przeczytać.) I tyle mamy z demokracji i pluralizmu.

Tylko patrzeć, jak zamienią brunatne koszule na czerwone krawaty i zabiorą się do oceniania i wyrzucania z uczelni profesorów, może i z cenionym w świecie dorobkiem, ale niepostępowych. Preludium tego mieliśmy niedawno w Katowicach.

No dobrze, nie będę już pastwił się nad współczesnymi komsomolcami. „Wybacz im, bo nie wiedzą, co czynią”. (Ciekawe, czy któryś z nich wie, skąd ten cytat?). W końcu są to, jak widać, młodzi wykształceni z dużego ośrodka, czyli – mówiąc po polsku – młodzi i głupi. Nie będę też pisał o ich dorosłych opiekunach partyjnych, bo nie warto. Nie zauważyłem nikogo z nich wyrażającego, no, nie potępienie – tak naiwny to nie jestem – ale choćby zawstydzenie czy zażenowanie. Raczej widziałem satysfakcję, że młodzi tak dowalili pisiorom. Zostawmy więc ich w ich bagienku.

    Ale gdzie są nauczyciele tych neonazistów? Gdzie jest nauczyciel historii, który nie nauczył ich, kto palił książki i jak to się skończyło?

Gdzie jest nauczyciel wiedzy o społeczeństwie, który nie powiedział im, że w demokracji spory rozwiązuje się w wyniku dyskusji, a nie palenia książek? Gdzie wreszcie jest nauczyciel matematyki, który nie nauczył ich logiki i logicznego myślenia, by wiedzieli, że nie da się pogodzić walki o wolność słowa z niszczeniem książek?

Rozpoczął się nowy rok szkolny. Przed nim mieliśmy zapowiedzi protestów i żądań lepszej płacy za pracę nauczycieli. Za jaką pracę? Tę, której efekty niszczą książki? Tak, wiem, są nauczyciele pracujący z oddaniem i starający się wychowywać uczniów na porządnych ludzi, świadomych i odpowiedzialnych obywateli. Mam niestety wrażenie, że takich nauczycieli jest coraz mniej.

Nie dopracowaliśmy się systemu promującego nauczycieli z powołania, zaangażowanych i z efektami ich pracy, a umożliwiającego pozbywanie się nauczycieli słabych, dla procesu edukacji zbędnych, a nawet wręcz szkodliwych.

    Nie może być tak, że nauczyciel organizujący debaty oksfordzkie, uczący młodzież walki na argumenty i racjonalnej ich analizy, jest traktowany i wynagradzany jak dopuszczający do niszczenia książek, a może i do tego niszczenia podpuszczający.

Rządy Prawa i Sprawiedliwości, choć wprowadziły kilka pozytywnych zmian w szkolnictwie, tego problemu nie rozwiązały i nie wygląda na to, by rozwiązać go miały w przewidywalnej przyszłości. Ale to temat do osobnej, długiej i koniecznej dyskusji.

Młodzi naziści z Platformy niszczyli książkę z głupoty. Głupota to nie grzech, po prostu Bozia rozumu nie dała. Ale system oświaty wychowujący następne pokolenia takich bezmózgowców to prawdziwy dramat i fatalna prognoza dla Rzeczypospolitej.

Zbigniew Kopczyński

za:wnet.fm

Copyright © 2017. All Rights Reserved.