Witamy serdecznie na stronie internetowej Oddziału Łódzkiego
Katolickiego Stowarzyszenia Dziennikarzy.

Mamy nadzieję, że ułatwimy Państwu docieranie do rzetelnej informacji. Tutaj chcemy prezentować wielkość oraz problemy naszego Kościoła, zagadnienia społeczne, cywilizacyjne, publikacje członków Stowarzyszenia, stanowiska w ważnych kwestiach. Nie będziemy konkurować w informacjach bieżących z innymi portalami (niektóre z nich wskazujemy w odnośnikach), natomiast gorąco zapraszamy do lektury wszystkich tekstów - ich aktualność znacznie przekracza czas prezentacji na stronie głównej. Zachęcamy do korzystania z odnośników: "Publikacje" i "Polecane". Mamy nadzieję na stały rozwój strony dzięki aktywnej współpracy użytkowników. Z góry dziękujemy za materiały, uwagi, propozycje.
Prosimy kierować je na adres: lodz@katolickie.media.pl

Polecane

Rosjanie zniszczyli kościół katolicki w Bachmucie

W Bachmucie w obwodzie donieckim, rosyjska armia zniszczyła kościół rzymskokatolicki w centrum miasta.
Zdaniem ordynariusza diecezji charkowsko-zaporoskiej biskupa Pawła Honczaruka duchowni nie mogą teraz tam dotrzeć, ponieważ drogi są zablokowane. Biskup prosi wszystkich o modlitwę.

Słowa biskupa Pawła cytuje strona internetowa Kościoła Rzymskokatolickiego w Ukrainie: "Taka jest nasza rzeczywistość, taka jest prawda. Oprócz świątyni zniszczone zostały także domy innych ludzi, zakłady produkcyjne. To kolejny cios dla naszej infrastruktury, dla naszych rodzin, dla Kościoła. To nas więc jeszcze bardziej mobilizuje do proszenia Boga o dar zwycięstwa nad tym złem, jakie niesie ze sobą kraj, którego przywódcy już dawno zburzyli w swoim sercu świątynię Ducha Świętego, odrzucili Boga. Taki jest skutek. Szkoda, ale nie możemy tam dojechać, nic nie możemy zrobić, bo droga tam jest zamknięta. Czekamy, co będzie dalej. Prosimy o modlitwę".

 Kościół katolicki w Bachmucie został zbudowany na początku XX wieku kosztem parafian. W 1917 r. miejscowa parafia liczyła już 3200 wiernych. Władze sowieckie zamknęły świątynię i używały ją jako budynek gospodarczy. W kwietniu 2005 roku budynek kościoła został oficjalnie przekazany Kościołowi katolickiemu. Przez te wszystkie lata świątynia była remontowana kosztem katolików, głównie z zagranicy.

Trwają ciężkie walki

Jak donosi portal Suspilne, najcięższe walki toczą się pod Bachmutem, w ciągu dnia Rosjanie dokonują około 180-200 ostrzałów artyleryjskich. Ze względu na pogodę i podmyte drogi najeźdźcy nie mogą używać zbyt wiele sprzętu, więc atakują w mniejszych grupach. Rosyjscy najeźdźcy próbują kontratakować ukraińskie wojsko na kierunku Ługańskim, aby spowolnić ukraińskie natarcie. Ale im się to nie udaje i ponoszą wielkie straty.

KAI przypomina, że w Kyseliwce w dniu 170-lecia kościoła na jego ruinach obchodzono święto parafialne, ponieważ Rosjanie zniszczyli tę świątynię w pierwszych miesiącach wojny. Kościół ten był zabytkiem historycznym. Został zbudowany gdzieś w latach 1852-53. W czasach komunizmu wykorzystywany był jako baza remontowa kołchozu, ale nie został zniszczony. Parafia odrodziła się dopiero na początku lat 90. i liczyła wtedy około setki ludzi. Przed lutym, czyli przed rosyjskim atakiem, do kościoła przychodziło 50 osób, wszyscy mają korzenie polskie.

za:dorzeczy.pl

***

Obrońca Azowstalu po powrocie z niewoli: słowo honoru rosyjskiego oficera nie ma żadnej wartości

Słowo honoru rosyjskiego oficera nie ma dla mnie żadnej wartości - mówi PAP żołnierz o pseudonimie "Docent", który przeszedł przez obronę zakładów Azowstal w Mariupolu, trafił do rosyjskiej niewoli i powrócił do kraju w ramach wymiany jeńców.

"Nasze wyjście z Azowstalu było honorową kapitulacją, z zachowaniem godności. Nasze dowództwo zdecydowało się na ten krok, by ratować życie ostatnich obrońców" - powiedział.

"Poddaliśmy się pod gwarancje Rosji i strony trzeciej, jaką był Czerwony Krzyż. Dostaliśmy pewne gwarancje oraz słowo rosyjskiego oficera. Niestety, nie zostało to zrealizowane, ale my o tym wtedy nie wiedzieliśmy" - wyznał.

"Docent" służył w pułku "Azow" i był wśród obrońców kombinatu metalurgicznego Azowstal od początku marca do 20 maja, kiedy padł rozkaz poddania się.

Pytany o obronę zakładów, w której uczestniczył, mówi krótko: to było straszne. "To było straszne, cały czas straty. Przyjaciół, ludzi bliskich, towarzyszy broni. Nic nie możesz zrobić, bo na uzbrojenie, które wykorzystywała przeciwko nam Rosja, my nie mieliśmy czym odpowiedzieć" - wspomina.

"Samoloty, które wystrzeliwują rakiety gdzieś z nad Morza Kaspijskiego, samoloty, które zrzucają bomby z ogromnej wysokości - niczego nie mogliśmy zrobić. Dlatego mieliśmy takie straty"- podkreśla.

"Jednak kiedy dochodziło do starć na ulicach miasta, to Azowcy zawsze pokazywali wysoką klasę. Straty przeciwnika i nasze były wówczas nie do porównania" - dodaje.



Słowo honoru rosyjskiego oficera nie ma dla mnie żadnej wartości - mówi PAP żołnierz o pseudonimie "Docent", który przeszedł przez obronę zakładów Azowstal w Mariupolu, trafił do rosyjskiej niewoli i powrócił do kraju w ramach wymiany jeńców.

"Nasze wyjście z Azowstalu było honorową kapitulacją, z zachowaniem godności. Nasze dowództwo zdecydowało się na ten krok, by ratować życie ostatnich obrońców" - powiedział.

"Poddaliśmy się pod gwarancje Rosji i strony trzeciej, jaką był Czerwony Krzyż. Dostaliśmy pewne gwarancje oraz słowo rosyjskiego oficera. Niestety, nie zostało to zrealizowane, ale my o tym wtedy nie wiedzieliśmy" - wyznał.
Reklama

OGLĄDAJ relację na bieżąco: Atak Rosji na Ukrainę

"Docent" służył w pułku "Azow" i był wśród obrońców kombinatu metalurgicznego Azowstal od początku marca do 20 maja, kiedy padł rozkaz poddania się.

Pytany o obronę zakładów, w której uczestniczył, mówi krótko: to było straszne. "To było straszne, cały czas straty. Przyjaciół, ludzi bliskich, towarzyszy broni. Nic nie możesz zrobić, bo na uzbrojenie, które wykorzystywała przeciwko nam Rosja, my nie mieliśmy czym odpowiedzieć" - wspomina.

"Samoloty, które wystrzeliwują rakiety gdzieś z nad Morza Kaspijskiego, samoloty, które zrzucają bomby z ogromnej wysokości - niczego nie mogliśmy zrobić. Dlatego mieliśmy takie straty"- podkreśla.

"Jednak kiedy dochodziło do starć na ulicach miasta, to Azowcy zawsze pokazywali wysoką klasę. Straty przeciwnika i nasze były wówczas nie do porównania" - dodaje.
Reklama

Po wyjściu z kombinatu "Docent" i jego towarzysze trafili do kolonii karnej w Ołeniwce, w kontrolowanej przez Rosję części obwodu donieckiego. Jest to jeden z tak zwanych obozów filtracyjnych, w których Rosjanie sprawdzają, czy zatrzymani Ukraińcy są niebezpieczni dla rosyjskiego reżimu.

"Byliśmy tam my, Azowcy, piechota morska, Gwardia Narodowa, marynarze, policjanci. Cała ta brygada, która tworzyła garnizon Mariupola" - relacjonuje.

Żołnierz nie chce mówić, w jakich warunkach był przetrzymywany przed wymianą. "Nie możemy o tym teraz opowiadać, bo tam wciąż pozostaje wielu naszych ludzi, nie chcemy, żeby mieli problemy" - wyjaśnia.

Chętnie opowiada natomiast o okolicznościach swego uwolnienia i warunkach, w których Rosjanie trzymali Ukraińców podczas tak zwanego etapu, czyli transportowania do miejsca wymiany.

"Powrót był bardzo nieoczekiwany. Nie wiedzieliśmy do ostatniej chwili, że będą nas wymieniali. Nas po prostu zebrała administracja kolonii i ogłosiła, że jest lista, że mamy przygotowywać się do etapu. Nie wiedzieliśmy, dokąd nas wiozą, myśleliśmy, że w głąb Rosji" - mówi.

Ukraińcy pojechali w końcu do Rosji, ale trafili do Moskwy. Zostali przetransportowani tam samolotem. W stolicy Rosji dołączyli do nich inni rodacy, którzy siedzieli w znanym moskiewskim więzieniu Lefortowo. Wszyscy zostali odesłani na Białoruś.

"Do wymiany doszło 22 września. Na etapie byliśmy dobę. Nie wiedzieliśmy, co nas spotka. Wywożono nas z terytorium nieuznawanej Donieckiej Republiki Ludowej. Niczego nie widzieliśmy, bo cały czas mieliśmy zaklejone taśmą oczy i związane ręce. Przez całą dobę" - powtarza.

"Docent" uważa, że podczas wymiany jeńców zabrakło nadzoru ze strony takich organizacji, jak Czerwony Krzyż.

"Apelujemy do organizacji międzynarodowych, do Czerwonego Krzyża, o podjęcie inicjatywy i obecność ich przedstawicieli, kiedy dochodzi do takiej wymiany. By byli oni obecni podczas takich etapów z miejsca, żeby by nie było żadnych ekscesów. Bo podczas samego transportowania na wymianę było bardzo dużo trudnych momentów. Tam było wszystko" - wyjaśnia dyplomatycznie.

Według ukraińskiego wojskowego Rosjanie wciąż mogą przetrzymywać nawet kilkuset obrońców Mariupola.

"Trudno powiedzieć, ilu jeszcze pozostaje w niewoli. Osobiście ja wyjeżdżałem z baraku, w którym nas przetrzymywano, w grupie 160 ludzi. Oczekujemy, że inni także powrócą do domu. Czekają na nich rodziny, ich matki. To nasi bracia" - powiedział "Docent" w rozmowie z PAP.

za:www.gosc.pl




Copyright © 2017. All Rights Reserved.