Witamy serdecznie na stronie internetowej Oddziału Łódzkiego
Katolickiego Stowarzyszenia Dziennikarzy.

Mamy nadzieję, że ułatwimy Państwu docieranie do rzetelnej informacji. Tutaj chcemy prezentować wielkość oraz problemy naszego Kościoła, zagadnienia społeczne, cywilizacyjne, publikacje członków Stowarzyszenia, stanowiska w ważnych kwestiach. Nie będziemy konkurować w informacjach bieżących z innymi portalami (niektóre z nich wskazujemy w odnośnikach), natomiast gorąco zapraszamy do lektury wszystkich tekstów - ich aktualność znacznie przekracza czas prezentacji na stronie głównej. Zachęcamy do korzystania z odnośników: "Publikacje" i "Polecane". Mamy nadzieję na stały rozwój strony dzięki aktywnej współpracy użytkowników. Z góry dziękujemy za materiały, uwagi, propozycje.
Prosimy kierować je na adres: lodz@katolickie.media.pl

Ściąć zatrute drzewo




Uważni Czytelnicy niniejszego (z 20 bm -kn) wydania „Codziennej” zapewne dostrzegą dwa cytaty poświęcone Europie, które zamieściliśmy: Oriany Fallaci na stronie 2. i Ernesta Renana nad niniejszym tekstem. Tak naprawdę dyskusja na temat szalejącego islamskiego terroryzmu i postępującego upadku zachodniej cywilizacji to dyskusja o tych kilkudziesięciu słowach.

Przedwczoraj wieczorem do podmiejskiego pociągu w Niemczech wsiadł siedemnastoletni uchodźca z Afganistanu. Po kilku chwilach wyciągnął siekierę i z zimną krwią rozpoczął rzeź w imię Allaha. Ten nieszczęśnik przybył do Europy wraz z falą uchodźców, którą przywódcy Starego Kontynentu nie tak dawno postanowili przywitać z otwartymi ramionami. Zaproszenie, z którego skorzystał, azyl, który został mu udzielony, rodzina, która zdecydowała się go przygarnąć – to wszystko było dla niego niczym. Zaślepiony fanatyzmem oddał się dziełu zniszczenia tego, co postanowiło dać mu dom. Tego, co dziś pozostaje bezradne wobec takiej niewdzięczności – naszej cywilizacji, a raczej tego, w co się zmieniła.

Syndrom sztokholmski w Nicei

W najnowszym numerze tygodnika „Gazeta Polska” opisuję inną tragedię. Tę sprzed kilku dni, kiedy przybysz z Tunezji, inny muzułmanin na europejskiej ziemi, z zimną krwią zamordował kilkadziesiąt osób, rozjeżdżając je po prostu ciężarówką na nicejskim bulwarze. Posuwam się tam do stwierdzenia, że Zachód na swoją szyję zarzucił sznur i konsekwentnie podlewa drzewo, do którego ów jest przywiązany drugim końcem. Tym drzewem jest radykalny islam podlewany polityczną poprawnością, biernością wobec zła, nieumiejętnością nazwania tego zła po imieniu. Wreszcie zakrawającym już na syndrom sztokholmski przekonaniem o możliwości pokojowej koegzystencji skrajnie różnych wzorców kulturowych. Wzorców wyrosłych na odmiennych ziemiach, w odmiennych cywilizacjach, religiach i filozofiach.

Nasi sąsiedzi z Zachodu przez wiele lat żyli w błędnym przekonaniu, że uda się model zdiagnozowany przez Renana i innych myślicieli zastąpić. Że z rozwodnienia pojęć, praw i obowiązków wyjdzie strawna i pożywna mikstura powszechnego szczęścia, którą zadowoli się każdy chcący żyć w naszym kręgu kulturowym. Jednocześnie sznurowano usta wszystkim, którzy zwracali uwagę, że przybysze z innego świata niekoniecznie chcą pić z tego zdroju. Wszystkiemu towarzyszyło infantylne przekonanie, że „oni w końcu się zmienią” i niezrozumiałe gumkowanie naszych wzorców, idące w parze z powszechną tolerancją i akceptacją znamion zła. To wszystko doprowadziło do tego, że gałąź wspomnianego drzewa z przywiązanym do niej końcem liny znajduje się już tak wysoko, że znajdująca się na drugim jej końcu pętla, którą Europa włożyła sobie na szyję, coraz mocniej ją dławi. I tak jedyną odpowiedzią na model Europy zdefiniowany przez Ernesta Renana okazuje się model opisany przez Fallaci.

Nie ma wspólnoty

„Naród jest duszą, zasadą duchową. (...) wielką solidarnością ustanowioną przez poczucie ofiar, które się poniosło, i ofiar, które jest się gotowym ponieść jeszcze. Wymaga on istnienia przeszłości; streszcza się jednak w teraźniejszości w fakcie namacalnym: zgodzie, jasno wyrażonym pragnieniu, by prowadzić nadal wspólne życie. Istnienie narodu jest (wybaczcie mi tę przenośnię) codziennym plebiscytem” – mówił Renan w wygłoszonym na Sorbonie w 1882 r. wykładzie „Co to jest naród”. Dziś, 134 lata po ich wygłoszeniu, słowa Renana przestają być oczywiste dla mieszkańców Europy Zachodniej. Dezaktualizują się nie tylko pojęcia. Chwieją się fundamenty, a gdy się zapadną, złożymy je w grobie, o którym mówiła włoska dziennikarka i publicystka.

Bo czy na zachodzie Europy istnieje jeszcze wspólna przeszłość? Czy jest ona wspólna dla zbiorowości, która zamieszkuje Francję? A Niemcy? A Belgię? Czy poczucie ofiar, które poniosły oba narody, choćby na lotnisku w Brukseli, w ubiegły piątek na bulwarze w Nicei lub w poniedziałek w pociągu regionalnym w okolicach Würzburga, jest wspólne? Wreszcie czy owe zbiorowości chcą żyć wspólnie? Na żadne z tych pytań nie możemy odpowiedzieć twierdząco.

Kilkanaście godzin po masakrze w niemieckim pociągu szef MSW Bawarii Joachim Herrmann przyznał, że w mieszkaniu Afgańczyka znaleziono wykonaną przez niego flagę tak zwanego Państwa Islamskiego. Urzędnik wyraził jednocześnie opinię, że na to, by rozstrzygnąć, czy atak na pasażerów w pociągu był czynem szaleńca, czy zamachem z pobudek islamistycznych, jest „za wcześnie”. Sam napastnik został zlikwidowany, gdy na dworcu zaatakował policję. Co jednak zaskakujące (?) ten fakt oburzył niektórych… niemieckich polityków. Renate Künast z partii Zielonych stwierdziła, że Afgańczyk „nie powinien zostać zastrzelony, a postrzelony w taki sposób, by możliwe było jego zatrzymanie”.

Zniszczą nas

I znów ten paraliżujący strach, zakazujący nazwać rzeczy po imieniu, a działaniom nadać realny wymiar. Strach sznurujący usta w mowie i ręce w działaniu. To ta „uległość”, o której mówi Fallaci, mordercza uległość, którą wróg widzi, i która nakręca go do kolejnych ataków. Strach przed wypowiedzeniem wojny, która trwa od dłuższego czasu. Nasi dziadowie ostrzegali przed komunizmem i niemieckim nazizmem. Oba pomimo tych ostrzeżeń i tak przyszły, zbierając krwawe żniwo. Dziś przed radykalnym islamem nie ostrzega się nawet wtedy, gdy ten pochłania kolejne ofiary. Przypomina to reakcję dziecka, które zamykając oczy, myśli, że zły pies go nie zobaczy. Cóż, jeśli nie zdecydujemy się na walkę z islamem, zniszczy nas on bez oporu. Najpierw doszczętnie sparaliżuje nasze umysły, jak czynił to komunizm, zabijając dusze, jednocześnie dokonując fizycznej eksterminacji, jak oba totalitaryzmy.

O tym, że to możliwe, świadczą słowa, które wypowiedział po zamachu we Francji premier tego kraju Manuel Valls: – Francja będzie musiała nauczyć się żyć z terroryzmem – przyznał. Dodał przy tym, że „Francja nie ustąpi przed zagrożeniem terrorystycznym”. Wewnętrznie sprzeczna wypowiedź szefa francuskiego rządu doskonale oddaje stan ducha zachodniej Europy. W momencie gdy czas ogłosić wojnę totalną, która oznaczałaby mobilizację wszystkich obywateli, także tych muzułmańskiego pochodzenia, którzy deklarują, że nie toczy ich „milcząca zgoda” na islamski terroryzm, walkę krwawą i z niepewnym wynikiem, ogłasza się kapitulację, maskowaną pozorną nieustępliwością. To droga donikąd. Drzewo, do którego przywiązany jest wspomniany na wstępie sznur, rośnie już bez naszej pomocy. Jedynym wyjściem jest jego ścięcie.

To paradoksalne, że oba wypadkowe dla niniejszego tekstu cytaty wyszyły spod pióra ludzi głęboko kontestujących jeden z najważniejszych fundamentów Europy – religię katolicką. Renan, autor uznanego za bluźnierczy „Żywota Jezusa”, w którym dokonuje desakralizacji tej najważniejszej dla nas postaci, i Fallaci, która sama siebie określała mianem wyznawczyni „chrześcijańskiego ateizmu”. To jednak tylko pozornie paradoksalne, bo oboje autorzy zgadzali się, pomimo swojego sceptycyzmu, że to właśnie owe fundamenty są wartościami spajającymi cywilizację, w której żyli i w której my dziś (mimo wszystko) wciąż żyjemy. My musimy sobie o tym przypomnieć jak najszybciej.

Wojciech Mucha

za:niezalezna.pl/83588-sciac-zatrute-drzewo

Copyright © 2017. All Rights Reserved.